Strona internetowa powstała w ramach projektu „Mecenat Małopolski”, który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

25.04.2013 r.

Janusz Kotlarczyk


Walka o nasze umysły, serca i dusze


Rozpatrywany tu powojenny okres: 1945 – 1949 to początek procesu brutalnej komunizacji Polski – przekształcania jej ustroju, eliminacji partii politycznych i ich działaczy (mordy PSL–owców również w okolicy Wadowic), walki z Kościołem i przede wszystkim walki z polskim podziemiem patriotycznym (dobrym wprowadzeniem w ówczesny stan napięć społeczno – politycznych w powiecie wadowickim jest obszerny i starannie przygotowany artykuł M. Siwca – Cielebona z 14. numeru Wadovian za rok 2011, s. 33 - 110).

Przeżywaliśmy boleśnie to przekształcanie m. in. szkolnictwa, nauki i sztuki na modłę sowiecką, ten powszechny terror polityczny, to polowanie na żołnierzy podziemia, w efekcie czego, również na ulicach Wadowic, pojawiali się ranni i zabici.

Z protokołów Rady Pedagogicznej GiL z tych lat wyłania się nie tylko zakres wprowadzanych zmian organizacyjnych, ale także obraz oporu grona nauczycielskiego przeciwko kierunkowi zmian świadomości i przekonań, które im zaproponowano. W wysoce niefortunnej sytuacji znalazł się Dyrektor – przedwojenny działacz „Strzelca” – który otrzymywał ustawicznie polecenia „wdrażania” odpowiednio zideologizowanych zarządzeń krakowskiego Kuratorium i Ministerstwa. Ze zrozumieniem i wsparciem włączyli się w ten proces niektórzy, na szczęście nieliczni, nauczyciele: przedwojenny lewicowiec, wspomniany już wcześniej przeze mnie, prof. J. Półgroszek, dość krytycznie nastawiony do przedwojennego systemu edukacji prof. K. Foryś (sportretowany jako Zdzisław w dramacie Zegadłowicza „Pokój dziecinny”, w którym patron Naszego Liceum wieszczy rychłe: „…rządy rad chłopsko – robotniczych…nowy świat…antyreligijny i antykapitalistyczny…naprawdę komunistyczne Stany Zjednoczone Europy…”; wpływ takich opinii na przyjaciół Emila musiał być znaczący), czy poszukujący sprawiedliwości dziejowej, bardzo inteligentny, niepełnosprawny prof. J. Kawaler. Z nieznanych mi powodów tę „postępową” grupę zasilili nieco później profesorowie: Stanisław Knapik i Julian Kucharski. O funkcjonowaniu tej grupy dowiedzieliśmy się dopiero szereg lat po maturze. W czasie naszej nauki, odczuliśmy oddech „postępu” w zasadzie głównie w działaniach nauczyciela Tadeusza Śmieszka. Przez cały czas swojej pracy w Liceum w sposób aktywny, gorliwy wojował o nową, socjalistyczną, laicką, naszą duszę. Przynależność do PPR i aktywna działalność w jej organizacjach miejskiej czy powiatowej dawała T. Śmieszkowi mocne fundamenty na terenie szkoły, mimo dość niepewnych kwalifikacji pedagogicznych. T. Śmieszek porzucił na III roku filologię klasyczną na UJ (studiował ją razem z moim stryjem Stefanem) i zaliczył szereg egzaminów w Wyższej Szkole Handlowej. W żadnym publikowanym wspomnieniu o nim nie znalazłem konkretnej informacji o ukończeniu studiów, bądź zaliczeniu egzaminu pedagogicznego. Być może częste wezwania Dyrektora na Radach Pedagogicznych o uzupełnienie wymaganych kwalifikacji przez niektórych, nie wymienionych z nazwiska nauczycieli, dotyczyły właśnie jego osoby. W gronie nauczających wówczas nauczycieli pojawia się jeszcze jeden o podobnie niewyjaśnionej sytuacji.

Poziom lekcji z przedmiotu, do którego głównie powołany był T. Śmieszek, tj. zagadnienia życia współczesnego (później: nauka o Polsce i świecie współczesnym), scharakteryzował dosadnie Kolega W. Piekarczyk we Wspomnieniach na stronie Stowarzyszenia Absolwentów. Ja mogę tę opinię w całości potwierdzić. W zasadzie jedynym tematem omówionym (zresztą, dość pobieżnie) na paru godzinach w klasie 1 licealnej były losy polskiego włościaństwa na przestrzeni wieków. Z protokołów Rady Pedagogicznej wynika, że T. Śmieszek wygłosił w tym czasie referat dla grona nauczycieli na ten sam temat. Na innych lekcjach poruszał bez planu dowolne tematy, np. sprawę bulli Papieża Bonifacego VIII „Unam sanctam” ( z r. 1302) o supremacji władzy duchownej nad świecką, co posłużyło nauczycielowi oczywiście jako pretekst do ataku na Kościół współczesny. Bardzo często lekcje przeznaczone były na odpytywanie nas z życiorysów twórców marksizmu, ze szczególnym uwzględnieniem rozmaitych dat, których nieznajomość automatycznie przynosiła ocenę niedostateczną (doprowadziło to mnie do wyrażenia na lekcji stanowczego sprzeciwu sprowadzania przedmiotu do znajomości dat, co wywołało wyraźną konsternację p. T. Śmieszka i oczywiście ustawiło mnie na celowniku). Najczęściej godziny upływały na omawianiu wyników meczy piłkarskich odbytych i prognozowaniu przebiegu nadchodzących.

Te metody nauczania i zajmowana pozycja na czele „frontu ideologicznego” sprawiały, że w omawianych latach p. T. Śmieszek nie należał do lubianych nauczycieli. Dość wyraźnym przejawem tego było rozklejenie pewnego poranka na mieście nekrologów pogrzebowych z jego nazwiskiem i oceną „zasług”. Sprawców nie zidentyfikowano.

Pewnego rodzaju porażką wychowawczą p. Śmieszka było doprowadzenie do stanu prawie pajdokracji w Liceum w latach po naszej maturze, kiedy znajdujący się pod jego opieką zespół zarządu Koła ZMP (wykaz nazwisk podaje G. Studnicki w swojej monografii na s. 204) zaczął się bardzo szarogęsić i zagrażać nawet ówczesnemu systemowi nauczania.

Przedstawione tu uwagi krytyczne informują o stosunku dużej części młodzieży do p. T. Śmieszka w owych latach. Dziś, z b. odległej perspektywy chcę stwierdzić, że również ta postać składała się na sylwetkę Szkoły i stanowiła barwny element ówczesnego zróżnicowanego kolorytu grona nauczycieli Naszej Budy. Należy się jej więc także refleksja nad motywami jej postępowania, chwila życzliwej zadumy i zapalenie lampki pamięci na grobie…Nie wszyscy nasi nauczyciele musieli być bohaterami orderu Virtuti Militari (Heriadin), uczestnikami wojny polsko – bolszewickiej (Panczakiewicz), odważnymi żołnierzami września 1939 r. (Grzesło, Sarnicki), wybitnymi intelektualistami (Gawor, Zacher), czy wzorowymi pedagogami (Gebhardt, Foryś). Wszyscy oni odcisnęli jakieś swoje piętno na naszych umysłach i charakterach.

Nasza Klasa była bardzo dobrze impregnowana na wszelką propagandę komunistyczną. Nie było też w Naszej Klasie ani członków ZWM ani OMTUR. Na ok. 120 Koleżanek i Kolegów jedynie 3 związały swoją późniejszą życiową karierę z działalnością polityczną w PRL, uzyskując zresztą wysoką pozycję. Najwyżej wspiął się Jurek Majka, wybitnie zdolny syn wadowickiego adwokata i ambitny harcerz (opuścił naszą klasę po małej maturze, a dużą zdał eksternistycznie w 1948 r.). Przez wiele lat był redaktorem naczelnym „Świata Młodych”, a następnie „Trybuny Ludu”; pełnił także funkcję kierownika Wydziału Informacji KC PZPR. Zmarł nagle w średnim wieku. Poziom stanowisk wojewódzkich: Sekretarza KW PZPR w Bydgoszczy i Krakowie, a także Prezydenta Miasta Krakowa – osiągnął Jurek Pękala z Wieprza (był także ambasadorem PRL w KRLD), a ministerialnych – kierownika Departamentu Szkolenia Kadr w MSZ i ambasadora w kilku państwach – Kazek Wojewoda ze Świnnej Poręby.

Więcej Koleżanek i Kolegów poświęciło się stanowi duchownemu. Życie zakonne wybrali: księżniczka Cecylia Czartoryska, Marysia Magierzanka (dzielna przeorysza Karmelitanek klauzurowych, których budynek zakonny na terenie KL Auschwitz – Birkenau, był przedmiotem znanych niepokojów religijno – społecznych. Marysia broniła obecności Karmelitanek bardzo dzielnie, uległa po przedstawieniu życzenia Papieża), Orlicki (Pallotyn); księżmi zostali: Kawa, Kopacz i Żmudka (dwóch Kolegów opuściło seminarium w czasie studiów).

Nasza ówczesna odporność na propagandę była fundowana na: 1. obserwacji i ocenie rzeczywistości; 2. przekazywaniu sobie istotnych informacji skrywanych przez władzę; 3. wiedzy o istocie władzy sowieckiej przekazywanej przez członków rodzin i znajomych, którzy przeżyli na Kresach jej bezwzględność w latach 1939 – 1941 i 1944; 4. wiedzy pozyskiwanej z książek i opracowań przedwojennych, bądź pism wydawanych nielegalnie; 5. wydawnictw obcojęzycznych docierających do Polski okazjonalnie i niektórych zagranicznych audycji radiowych.

Jako ilustrację podam kilka przykładów, z którymi się osobiście zetknąłem.

Ad. 2. Jeden z Kolegów został okazjonalnie zatrudniony do obsługi technicznej wyborów 19 stycznia 1947 r. w jednym z Komitetów Wyborczych naszego powiatu. Po „wyborach” przekazał w zaufaniu kilku Kolegom informacje, jak zamieniano w Komitecie Wyborczym karty wyborcze dla uzyskania z góry ustalonego wyniku poparcia dla PPR. Zanim sprawa została ujawniona po latach przez „Wolną Europę” myśmy już na bieżąco byli świadomi fałszerstw i manipulacji naszej „ludowej demokracji”. Był to równocześnie koniec nadziei na zwycięstwo patriotycznego PSL (miał poparcie ok. 80% społeczeństwa), któremu „przeznaczono” w tych wyborach zaledwie 28 miejsc w Sejmie. Był to również koniec nadziei na utrzymanie jakiejś równowagi z opcją komunistyczną, co gwarantowały układy aliantów ze Stalinem.

Ad. 3. Siostra i brat mojej Mamy pracowali przed wojną w województwie lwowskim, odpowiednio w rejonie Żydaczowa i w Borysławiu. Oboje prawdziwie cudem uniknęli wywózki na Sybir. Po ich powrocie do Wadowic miałem dokładne relacje o prześladowaniach i formach ujarzmiania polskiego narodu.

Ad. 5. Chciałbym nieco szerzej opowiedzieć o niezwykłym przypadku, jaki mi się przydarzył.

W roku 1946 do rękawiczek otrzymanych z UNRRA doczepiona była karteczka: Miss Moss Richardson z Amarillo w Teksasie zachęca w niej odbiorcę do nawiązania korespondencji. Roczna nauka angielskiego ośmieliła mnie do skorzystania z tego zaproszenia. Miasteczko Amarillo, w którego College’u uczyła ofiarodawczyni znajduje się w najbardziej północnej, wąskiej części Stanu Teksas, wciśniętej między Stany: Oklahoma i Nowy Meksyk. Taką formę Amerykanie nazywają „rączką patelni” (panhandle). Miss Moss wiedziała o Polsce tyle, że w Krakowie trębacz na wieży Kościoła gra co godzinę hejnał, który jest nagle przerywany na pamiątkę gwałtownej śmierci grającego od strzały z łuku Tatara. Miss prosiła o szczegółowy opis legendy, miast Krakowa i Wadowic, a także o angielski odpowiednik imienia Janusz. Aunt Moss (kazała się nazywać Ciocią) posłała mi słownik polsko – angielski, wydany w Ameryce, (duży słownik Wadowiczanina Profesora K. Bulasa ukazał się w stanach dopiero w 1959 r.) i zaprenumerowała dla mnie znany miesięcznik amerykański Reader’s Digest. Gdzieś w biurze wysyłkowym RD źle odczytano moje nazwisko i na pocztę w Wadowicach zaczęły przychodzić regularnie przesyłki na nazwisko: „John Kotlarosyk”. Albo ten angielski kamuflaż, albo niedostatek cenzorów na poczcie spowodował, że w 1947 i 1948 r. otrzymywałem regularnie miesięcznik, w którym pojawiały się tematy dla ówczesnego systemu politycznego w Polsce bardzo nieprzyjemne, wręcz groźne. Oto kilka przykładów: The Soviet spies (1947/6); They vote with their feet (1947/12); Russia’s hostile voice (1948/5); Soviet slaves dig uranium (1948/7); We fed the starving Russians (1948/8); Soviet terror in the Baltics (1948/12) i in. uświadamiające czytelnika, jak żyją ludzie w bolszewii.

W drugiej połowie 1947 r. ilość artykułów tego typu gwałtownie wzrosła, zacząłem się więc poważnie obawiać o swoją skórę i poprosiłem Aunt Moss o przerwanie wysyłki. Pozyskana ilość informacji była znaczna, ale mogłem się nimi dzielić jedynie z najbardziej zaufanymi Kolegami. Przypominam, że nie funkcjonowała jeszcze rozgłośnia Wolna Europa.

Tu muszę dodać, że w późniejszym życiu zawodowym, zwłaszcza po „odwilży” roku 1956, skutkującej stopniowym odchodzeniem partii i rządu od zbrodniczego stalinizmu i równoczesnym umacnianiem się opcji „odchylenie nacjonalistycznego” (np. wstrzymanie kolektywizacji), opisana wyżej impregnacja naszego pokolenia zaczęła słabnąć i ulegać ewolucji. Rozmaite wymogi i warunki życiowe wymuszały niejednokrotnie deklarację wstąpienia do partii (por. wspomnienia Kol. Zbigniewa Raucha w Wadovianach 2008/11). Niekiedy wpływało na to złudne przekonanie (dość rozpowszechnione na przełomie lat 50/60), że zwiększonym udziałem ludzi „porządnych” w partii będzie można od środka wpływać na kierunek rozwoju Polski i losy społeczeństwa. Niestety, wydarzenia z lat 1970, 1976, 1980, a w zwłaszcza 1981 – 1983 rozwiewały te nadzieje i przywróciły wielu właściwe rozeznanie rzeczywistości. Te niemiłe doświadczenia były na szczęście udziałem niewielu członków Naszej Klasy.


[Poprzednia strona] [Następna strona]

Strona internetowa powstała w ramach projektu "Mecenat Małopolski", który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego. Wszystkie prawa zastrzeżone.