Strona internetowa powstała w ramach projektu „Mecenat Małopolski”, który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

Upoważnienie do szczęścia?


Wczoraj słońce, spodnie w kwiatki, żółty sweterek, balerinki.Okulary przeciwsłoneczne obowiązkowo plus soczewki (to nic, że psujemy oczy, aparycja jest taka ważna!). Uśmiech na twarzy, słonecznik w jednej ręce, w drugiej torebka. Optymizm sam w sobie. Nawet sprawdzian się chciało pisać, tak wszystko... samo przychodziło. Piątek, weekendu początek. Tyle radości! Ale chwila, moment. Przecież ja muszę jechać do Krakowa wieczorem. Tak, jestem taka imprezowa! Bujda. Przyczyna wyjazdu? Godzina 20.00 korepetycje z matematyki. Nadal szaleństwo młodości? No cóż, trzeba ponosić konsekwencje. Przecież liczby są wszędzie, takie potrzebne, konieczne. Kto wie, może kiedyś pójdę na studiach po zapas na czwartkową noc lub jeszcze bardziej kiedyś po pampersy dla dziecka i przy zakupie przyda mi się wzór oraz stopień wielomianów. Jak powszechnie wiadomo, życie lubi zaskakiwać.

Ale póki co, jest sobota, siedzę w pokoju, moim kochanym pokoiku, kawowo-białym, białe mebelki, foteliki z poduszkami w kwiatuszki(poduszki szyła mama, słyszałam maszynę pracującą co wieczór, ale jak je dostałam na urodziny, to wykrzyknęłam radośnie: jeeeej, mamo, kiedy Ty to zrobiłaś??!). Obok łóżka tulipan i róża, pozostałości po Dniu Kobiet. No dobra, na stoliku też jest kwiecisty bukiet i na biurku również. Ach, wino też jeszcze stoi. Bo czekolada zjedzona. Rozchwytywana, zgrabna dziewczyna, tylu adoratorów, wielbicieli! Bukiet czerwonych róż większy ode mnie (o to nietrudno, nie jestem wysoka, to po mamie) przysłany kurierem z fantazyjnie dopiętą karteczką: Twój cichy wielbiciel. Właśnie, dlaczego zawsze jest to określenie CICHY? Nie rozumiem, przecież może być głośny, radosny, uśmiechnięty, energiczny. Nie musi być cichy. To jedna z tych wielu naleciałości, skłonności, paradoksów. Wracając do kwiatów. Bujda po raz drugi. Pamiętał o mnie tatuś, brat tatusia, kilku innych wujków plus narzeczony mojej siostry. Jakże pozory mogą mylić! Tak więc egzystuję w moim małym królestwie, pod ręką mam książkę Grocholi i uświadamiam sobie z każdą minutą coraz bardziej, ile mnie szczęścia w tym zaledwie osiemnastoletnim życiu spotkało.

Tak wiele osób narzeka, ciągle narzeka, mam wrażenie, że w przerwach między narzekaniem znajdują sobie powody do kontynuowania tegoż zajęcia.Ale między tym jest cisza. Wszechogarniająca cisza. Rynek pewnego miasta, wylany aż po brzegi betonem, z gdzieniegdzie prześwitującą zielenią, fontanna na środku, dużo ławek, dużo ludzi. Gwar, szum, świst przejeżdżających samochodów, zniewalające zapachy z pobliskich kawiarni, łuna światła prosto z nieba. I cisza. Zamknięcie. Dystans. Nikt nie odpowie na uśmiech, każdy zatopiony w swoich myślach, problemach, rozterkach. Chłopak ze słuchawkami na pół głowy, ostatnio modnymi, firmy PANASONIC, dziewczyna z artystycznym nieładem na głowie (z perspektywy kobiety zdradzę Wam sekret: te artystyczne niełady pochłaniają najwięcej porannego czasu!), jakaś starsza pani z uśmiechem, tylko że w drugą stronę, zapatrzona w dal. Halo, ludzie, jestem tu! Widzę Was, analizuję zachowanie, staram się zwrócić uwagę. Stwórzmy całość. Czy to takie trudne? Po chwili dochodzi do mnie, jak mało znaczę. Jak bardzo jestem kolejną osobą wśród tylu innych. Jak to starannie dopracowane rozczochranie może być ważnym elementem w odebraniu mojej osoby dla ludzi całkiem obcych. Właśnie. Czuję się obco, samotnie. Nie potrafię nazwać swoich uczuć, po prostu jestem, jestem i słyszę jedynie dźwięk klaksonu z samochodu, przed który nieświadomie weszłam. Kolejne zderzenie. Chwila nieuwagi, mało brakowało. Czy ktoś zauważył? Przeraża mnie to. Niedługo tak wyczekiwana przez niektórych osiemnastka, wkroczenie w dojrzałość, a ja czuję się taka niedojrzała. Nieprzygotowana. Mała, chwiejąca się.

Mam dom z ogródkiem i grillem, kochających rodziców, którzy starają się wypełnić mi czas najlepiej jak mogą, siostrę, do której zawsze mogę jechać na weekend, która wprowadzi mnie w „inne” życie.Przyjaciół, przyjaciółki, do których mogę jechać, żeby porozmawiać, pomilczeć, wyżalić się, pośmiać, przytulić. Babcię, która jest mistrzynią w ryzykowaniu swojego zdrowia: wtedy, kiedy słońce jest w zenicie, praży niemiłosiernie, ona, osoba, która nie może się schylać, bierze kopaczkę, konewkę z wodą i idzie zrobić miejsce dla swoich truskawek, marchewek i innych ekologicznych pyszności. Kota, który starzeje się ze mną od dziesiątych urodzin, kiedy to dostałam go z czerwoną wstążką wokół pyszczka. Na życie towarzyskie narzekać nie mogę. Jest pięknie. Czuję się bezpiecznie. Czego chcieć więcej?

Więcej nic. Mniej zmartwień. Mniej myśli. Mniej gdybania. Umiejętności życia tym, co jest. Kreowania teraźniejszości.Czas i tak upłynie, ważne, jak go wykorzystam i co z nim zrobię. Mama zawsze mi powtarza, żebym zawsze zaczynała rewolucję od samej siebie. Uwielbiam, kiedy mi to mówi, mam to zdanie zapisane we wszystkich pamiętniczkach i notesikach, jakie posiadam. Nie chodzi tu o rewolucję swoich poglądów czy aparycji, nie. Ćwiczenia. Treningi. Ostatnio dość modne (lato tuż, tuż!). I co z tego, że nie dają efektów, że męczysz się, krople potu tworzą małą kałużę na macie, a nikt tego nie widzi. Że na wadze ciągle ten sam układ cyfr (wszechobecna matematyka, dowiodłam twierdzenia). Ważne, jak Ty się czujesz. Zdrowie psychiczne to podstawa, tego nie da Ci nawet Ewa Chodakowska. Każdy z nas ma upoważnienie do szczęścia. Trzeba je tylko dostrzec i wycisnąć soki.

Kiedyś miałam nie najlepszy dzień, pokłóciłam się z mamą, zaspałam, wiedziałam, że nie powalam.Po prostu wstałam lewą nogą. W szkole jak to w szkole, lekcje, przerwy, Ci sami ludzie. Wydawało mi się, że nikt nie zauważył mojego niżu psychiczno-intelektualnego. Ot co, wydawało mi się. Na angielskim koleżanka podrzuciła mi liścik. Parę słów składających się w króciutkie zdania:„W tym tygodniu nie ma dużo nauki. Idzie wiosna, słońce świeci, wyglądasz cudownie! Jesteś otoczona ludźmi, którzy chcą Twojego dobra i są zawsze po Twojej stronie! Cokolwiek by się działo, pamiętaj.” A to wszystko na odwrocie biletu autobusowego. I wiecie co? Wolę mieć korepetycje w piątkowe wieczory, a potem spotykać się z MOIMI, najlepszymi na świecie ludźmi, wśród których nie czuję się obco i samotnie, ale wiem, że jestem najważniejsza na świecie i których stać na takie drobne gesty. Oni są moim upoważnieniem do szczęścia, a Waszym? Co jest Waszym?

P.S. Myśleliście kiedyś o tym, żeby napisać podanie o miłość?

hiacynt

<< Powrót

Strona internetowa powstała w ramach projektu "Mecenat Małopolski", który jest realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego. Wszystkie prawa zastrzeżone.